K. Tarnowski, Kilka słów w bardzo ważnej sprawie

Karol Tarnowski

Kilka słów w bardzo ważnej sprawie

Nie będę udawać, ze znam się na czymś, na czym się nie znam lepiej niż tylu zainteresowanych i zatroskanych humanistów. Nie umiem wchodzić w subtelne próby naprawiania obecnego systemu szkolnictwa wyższego, który uważam za fatalny.

Jestem zmartwiony krótkim tekstem doktoranta psychologii z Poznania, Łukasza Budzicza (zob. Gazeta Wyborcza, 24-25 maja), który ów system, który w sposób zmasowany poddajemy krytyce, całkowicie popiera. Przeczytawszy tę obronę uświadomiłem sobie, jak głęboko sięga – także wśród naukowców – tąpnięcie generacyjne w Polsce, a może i na zachodnim świecie. Łukasz Budzicz nie ma najmniejszego pojęcia o odziedziczonej idei humanistycznego uniwersytetu i jego wartości, a jeżeli ją zna, to jej nie akceptuje. W tej sytuacji – o ile przyjąć, że jego pogląd jest reprezentatywny – cała dyskusja i wszystkie boje nas, humanistów, wydają się bezsensowne i z ideą uniwersytetu po prostu trzeba się będzie pożegnać. Nie wiem czy dałaby coś dyskusja „prywatna”, np. w ramach poszczególnych instytutów lub katedr. Dla naszego autora najważniejsze są „obiektywne kryteria”, cytowalność w liście filadelfijskiej (prac polonistycznych? Filozofii polskiej?), unikania oceny „kolesiów”. Krótko mówiąc prawie wszystko w nowym systemie caca. Tymczasem, nie tylko z moich własnych naiwnych przemyśleń, ale z lektury tak wybitnych humanistów, jak prof.prof. Andrzej Walicki, Andrzej Mencwel, Piotr Sztompka, Ireneusz Krzemiński i wszyscy ci, którzy dotychczas wypowiadali się w naszej akcji Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej, wynika, ze ów system – dzieło prof. Kudryckiej – oparty jest na całkowitej i celowej reorientacji idei humanistycznego uniwersytetu w kierunku, który trzeba by określić jako likwidatorski i niszczycielski. Ta idea uniwersytetu – która nota bene kłóci się z uniwersytetami „przymiotnikowymi”: pedagogicznym, ekonomicznym, rolniczym itp. – miała tworzyć kuźnię pracy naukowej i wspólnoty uczonych na różnym stopniu rozwoju, pracy, której przyświecała wizja człowieka zwróconego ku wyższym wartościom, uosobionym w prawdzie o samym człowieku i świecie. Praca ta może dokonywać się tylko w podmiotach wolnych i zainteresowanych samą tą pracą, a nie jej rozgłosem, poczytnością, zastosowaniami czy konkurencyjnością w stosunku do innych naukowców, ośrodków badawczych, uniwersytetów czy krajów. Nie da się jednak nikomu wyperswadować, że tak rozumiana idea uniwersytetu jest sama wartością: jeżeli dla kogoś nie jest to żadną wartością, to wszelka argumentacja ze strony humanistów trafia w próżnię. Wydaje się bowiem oczywiste, że rezultatów pracy naukowej nie da się wymierzyć. Tymczasem cały etos reformy zmierza w kierunku kwantyfikacji, która, niemość, że nieuchronnie tworzy fikcje – bowiem wartość i pracy humanistów nie są wymierzalne – to jeszcze w równie nieuchronny sposób prowadzi do ducha konkurencji: ten jest lepszy, kto ma więcej punktów, ponieważ zarazem może dostać więcej pieniędzy, zasadniczo na badania. Andrzej Mencwel znakomicie scharakteryzował w trzech punktach podstawowe błędy reformy i jej skutków. (1) „decydenci przestali w ogóle rozumieć różnice pomiędzy kwantyfikacją a waloryzacją. Ocena wartości nauki musi być zawsze jakościowa, nigdy ilościowa i jest procesem tak złożonym, że nie mieści się on w obecnych procedurach.”Ocena w świecie nauk humanistycznych może pochodzić tylko od gremiów kompetentnych znawców, do których teoretycznie mogą, ale nie muszą należeć recenzenci pism z „listy filadelfijskiej”. Są dziedziny – i wstyd to przypominać np. młodym – które nie maja najmniejszych szans ani potrzeby (poza imponderabilium finansowym) dostać się na „listę filadelfijską”; należą tu prace z dziedziny historii kultury polskiej, które nikogo poza Polską nie interesują – czy nie mają z tego powodu prawa do istnienia? Na temat tłumaczeń i osławionej „cytowalności” napisano już krytycznie wiele. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, niech postara się przeczytać teksty znakomitego i uznanego historyka myśli polskiej i rosyjskiej, Andrzeja Walickiego: póki pisał – zawsze po angielsku – o filozofii rosyjskiej, póty był wydawany i cytowany; kiedy chciał wydać książkę o filozofii polskiej (związanej tematycznie z rosyjską), wrota wydawnictw i periodyków zamknęły się przed nim. Bycie wydawanym za granicą i cytowanym bynajmniej nie jest nieomylnym świadectwem jakości naukowej prac humanistycznych. Ale bo też (2) decydenci utożsamiają finansowanie nauki z jej wartościowaniem. Jest tak dlatego, że liczą się przede wszystkim zwycięstwa nad konkurentami „wiodących uczelni”, które mają się odznaczać „innowacyjnością” i – co nie zawsze jest otwarcie przyznawane – zastosowaniem owych innowacji do techniki i gospodarki. Gdyby tak było, to nauka stawałaby się cichcem przybudówką do cywilizacji technicznej, a nie autonomicznym i „autotelicznym” rozwojem kultury uprawianej przez ludzi nauki – a wiec sprawą najpierw „ducha”, a dopiero potem „ciała”. Kultura naukowa uniwersytetów powinna być sama „kulturotwórcza”, promieniować na otoczenie tworząc środowiska kulturalne, co jest szczególnie istotne dla ośrodków młodszych, o mniejszych tradycjach, ale chcących jednak zaistnieć. Naturalnie te słabsze ośrodki są bardziej podatne na zaniżanie poziomu wymagań i powinny być przez odpowiednie gremia monitorowane – ale to nie powód, by o nich zapominać i je lekceważyć. Sprawa ta wiąże się ściśle z innym (3), wymienionym przez Mencwela punktem: „utożsamieniem zarządzania nauki z uprawianiem nauki. Reformy ostatnich lat skutkowały centralizacja i biurokratyzacja zarządzania nauką, wszystkie jej ważne decyzje skupiono w rekach władzy politycznej oraz jej nominatów”. Centralizm i odgórne zarządzanie jest odwiecznym marzeniem każdej władzy i wszystkich urzędników, ale kłóci się to w tym wypadku z – jak pisze Mencwel – „autonomią uczelni, samorządnością środowisk naukowych, inwencji zespołów oraz indywidualności’. Nie można bezkarnie – to znaczy bez fatalnych skutków dla rozwoju kultury – chcieć wszystkim zarządzać i wszystko kontrolować. Do tego ma prowadzić osławiona parametryzacja oraz „trzymanie na krótkiej smyczy” naukowców, którzy poprzez system grantów muszą sami nieustannie walczyć o swój byt nie tylko naukowy, ale nawet materialny tout court. Myślę, że zbyt niskie nakłady na naukę i nieustanny wyścig o granty musi prowadzić do obniżania standardów etycznych i owego „kolesiostwa”, którego obawia się p. Budzicz, a od którego wypatruje zbawienia w obcojęzycznych recenzjach. Tam bowiem, gdzie wszystkie pomoce finansowe należy nieustannie wywalczać, tam musi się wkraść pokusa chodzenia na skróty i możliwej eliminacji konkurentów, co mniej zagrażało systemowi etatowemu.

Z tekstu naszego doktoranta wyziera pewnego rodzaju zawiść w stosunku do naukowców, którzy funkcjonują na innych obrotach, którzy chcą spokojnie pisać ksiązki i chcieć móc myślowo dojrzewać bez kurczowej walki o jak najszybciej wykazywalną produkcję. Człowiek nie jest – wbrew La Mettriemu – maszyną i naukowców nie należy szantażować wymogiem nieustannej produktywności i sprawdzalności. Cały system jest świadectwem braku, staromodnie brzmiącego, zaufania do rytmu autonomicznie pracujących naukowców. Zaufanie może, co prawda, być nadużywane, ale na tym polega ryzyko każdego zaufania, bez którego jednak niemożliwe jest ludzkie życie.

Humanistyka jest kością w gardle urynkowienia, które ma ewidentnie zapędy totalitarne, to znaczy chce objąć całość rzeczywistości. Ale jak wszystkie twory ludzkie, kapitalizm i urynkowienie mają swoje granice w tym, co urynkowić się z istoty nie da. Jest nim de iure po prostu człowiek w świecie, w którym wiedzie on swoją indywidualną egzystencję, gdzie czuje, myśli, marzy czy tworzy – to wszystko, co stanowi przedmiot humanistyki, w stopniu, w jakim przekuwa się to w dzieła kultury. Chcieć to zdusić wtykając w ramy, w których się nie mieści, to – bez względu na to, co myślą o tym nie-humaniści czy po prostu ambitni młodzi – powoli uśmiercać duchowe cywilizacje zachodu, a także wschodu.

© Karol Tarnowski
________________________________________
Prof. dr hab. Karol Tarnowski jest Kierownikiem Katedry Filozofii Boga na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, wykładowcą UJ, członkiem Polskiej Akademii Umiejętności.